Nie chcę świata bez uczuć, skał w bezruchu I bez fali mórz, burz obdartych z huku. Nie chcę dławić już martwych pieśni buntu, Zaciśniętych pięści, żołnierzy bez mundurów Ani róż, wyrwanych przez czarną zawiść Przez cierni aksamit w kielni łez przeplatanych Przez nasze błędy i mętlik w nas samych I którędy wracamy, gdy nas więzi pętlami. Nie chcę patrzeć już na krwawy księżyc bez bieli, Blady zenit i kurz naszych pragnień i celi. Chcemy wierzyć już, chcemy być sobą na zawsze znów Gdy obok krocząc na kartce upadnie wróg. Chcemy nadziei, skazani na porażkę W świecie poemy odzianej czarnym zamszem, W dekadencji tonie, biec po szczęście - to my Kwiaty na betonie, których nie zdepczesz! Nie chcę kosmosu bez planet i nocy bez gwiazd Nie chcę grać muzyki bez duszy, bez nas Bez nazw uśpieni, bez imion, bez łez, Wtuleni w poezje i w biel aż po kres. Oddycham, a powietrze wbija w płuca ostrza Księżyc rozpływa się pośród bólu doznań Tak bardzo chce poznać cię - zanika wszechświat, Rozrywam pustynie chwil, by znaleźć ziarno szczęścia. Oddycham, esencja dni ucieka po wskazówkach, Zanikam, parują łzy w atramencie jutra, Szaleje pustka, wieją wichry przeznaczenia, Rzucam kamień, pęka zwierciadło i zmieniam się I tli nadzieja się, a ja kocham ten świat, Jest tak zimno a ja wielbię tą ciemność Znika wszystko co miałem ci dać I nie pamiętam już nic wszystko jedno...