Na dzień odejścia dałaś mi Placek pszeniczny i stare sny Zdjęte cichaczem z alkowy ścian Zioła od ludzi i do ran A teraz idę ubrany w różowe nadzieje A ludzie zamki zbroją przed złodziejem A za drzwiami kutymi wiatr Wieje, wieje wiatr, wieje wiatr Pajęczej przędzy wziąłem pęk I skibę nędzy co niszczy lęk I porzuciłem swoje włości Serce opuchłe od miłości A teraz idę ubrany w różowe nadzieje A ludzie zamki zbroją przed złodziejem A za drzwiami kutymi wiatr Wieje, wieje wiatr, wieje wiatr W labirynt miasta wchodząc wiem Co prawdą jest, a co jest snem I wiem, że w bramach obcych miast Znów mnie przywita zamków trzask A teraz idę ubrany w różowe nadzieje A ludzie zamki zbroją przed złodziejem A za drzwiami kutymi wiatr Wieje, wieje wiatr, wieje wiatr I przymknąć oczy kazał świat Na to wszystko co tyle lat Uczyła matka w sobie nosić I raczej pragnąć niźli prosić A teraz idę ubrany w różowe nadzieje A ludzie zamki zbroją przed złodziejem A za drzwiami kutymi wiatr Wieje, wieje wiatr, wieje wiatr