Jolka, Jolka pamiętasz lato ze snów Gdy pisałaś: Tak mi źle Urwij się choćby za raz Coś ze mna zrób Nie zostawiaj tu samej O nie Żebrząc wciąż o benzynę Gnałem przez noc Silnik rzęził ostatkiem sił Aby być znowu w Tobie Śmiać się i kląć Wszystko było tak proste w te dni Dziecko spało za ścianą Czujne jak ptak Niechaj Bóg wyprostuje mu sny Powiedziałaś że nigdy Że nigdy aż tak Słodkie byly jak krew twoje łzy Emigrowałem Z obięć twych nad ranem Dzień mnie wyganiał Nocą znów wracałem Dane nam było Słońca zaćmienie Następne będzie Może za sto lat Plażą szły zakonnice A słońce w dół Wciąż spadało Nie mogąc spaść Mąż tam w świecie za funtem Odkładał funt Na Toyotę przepiękna aż strach Mąż twój wielbił porządek I pełne szkło Narzeczoną miał kiedyś jak sen Z autobusem Arabów Zdradziła go Nigdy nie był już sobą O nie Emigrowałem Z ramion twych nad ranem Dzień mnie wyganiał Nocą znów wracałem Dane nam było Słońca zaćmienie Następne będzie Może za sto lat W wielkiej żyliśmy wannie I rzadko tak Wypełzaliśmy na suchy ląd Czarodziejka grzałka Tańczyła w nas Meta była o dwa kroki stąd Nie wiem ciągle dlaczego Zaczęło się tak Czemu znikło też nie wie nikt Są wciąż różne koło mnie Nie budzę się sam Ale nic nie jest proste w te dni