Językiem wycieramy gęby, szkoda... gadać Od prania brudów, mózgów, barwy zblakły A obraz świata nie jest biało-czarny Czasem to Pollock innym razem Chagall Nie czujemy bogactwa faktury Kory dębu, piaskowca, czy gęsiej skóry Opuszki stwardniałe od scrollowania Świat się wytarł od nadużywania Prawda i kłamstwo, ziemia i niebo Jak zbyt często powtarzane "kocham" W nieczułych ustach utraciły świeżość A na językach kamienieją słowa Wyprostowaliśmy się chyba nie całkiem Znad skowytów, nawoływań, warknięć Bo w języku wciąż widzimy pałkę A nie smyczek, pędzel czy skalpel Mów do mnie ładnie I pokaż mi język Chcę słuchać twoich zaklęć Pleć szczekaj ale nie gryź Język jest impresją, co więdnie pod presją Gdy masz opowiedzieć się po jednej ze stron Chciałbym opowiedzieć siebie, bezstronnie Czy mnie przyjmiesz bez uprzedzeń? nie sądzę I co z tą naszą cechą dość słynną Słowo, co za siebie mówi - gość-inność Widzimy świat przez język, popatrz Ślepniemy gdy nasze słowniki chudną w oczach Słowo to niewinne wspólne dobro A bywa podkładaną świnią, bombą Gdy polskość niezgody więźnie w gardle Ja bardzo przepraszam, pozwól że odkaszlnę Mów do mnie ładnie I pokaż mi język Chcę słuchać twoich zaklęć Pleć szczekaj ale nie gryź Lasy deszczowe padają w milczeniu Pod twardą retoryką buldożerów Przywiązuję się do rzadkich słów - to mój protest Nie chcę tylko paplać - się w błocie