Byłeś mgłą miękką wieczorną wokół Gdy nikogo na wyciągnięcie ręki Blaskiem z drzwi uchylonych pośród mroku Tratwą, brodem i drugim brzegiem rzeki Zastygł sad i droga już pusta Szepczą trawy wśród wietrznego bezdechu W dali zgiełk niestrudzony z wolna ustał Cichy gwar, lecz nie słychać twego śmiechu Usiądź znowu ze mną na ganku Noc niech baśń świerszczami wyśpiewa Przyjdzie nam się zadumać o poranku Nad bezkresem amarantowym nieba Słoik malin i imbryk z herbatą Będą nam towarzyszyć w rozmowie Słów nam wnet i ciszy nie starczy By powiedzieć, co serce nie wypowie Przywieź z sobą ciepło twoich oczu Co się śmieją, kiedy świat się cały wali Niech nas znów noc nad rzeką zaskoczy Przybądź, przyjdź, przyleć, przypłyń z oddali Będziesz, chleba świeżego upiekę Niech się zapach ciepłej kromki rozniesie Niech uświęci ten nasz sad i tę rzekę Przyjedź, oto zakwitły czereśnie