Tam, gdzie największy płynął tłum, Raniutko stawał - deszcz, nie deszcz I czapkę kładł do góry dnem, By wyglądała groszy stu. Rzucali ludzie marny grosz, Co błyszczał w czapce niby łza, Nie widzi biedak, ale gra Wciąż słyszał, gdy mijali go. Taki już żebraka los, Jedne skrzypce, dwoje rąk, Stare palto pełne łat, Siwe włosy targa wiatr. Taki już żebraka los, Wokół litość albo złość, Jednostajny monet brzęk I fałszywej struny dźwięk. Pośrodku miasta zawsze stał Wtorek czy piątek - deszcz, nie deszcz, Do myśli złych uśmiechał się, I jakiś stary refren grał. Aż raz przemówił - umilkł gwar I nagle się dowiedział tłum, że oprócz marnych groszy stu Królestwo własne stary ma. Taki już żebraka los, Jedne skrzypce, dwoje rąk, Ale za to jakie sny - Gdzieś otwarte w mroku drzwi. Pod powieką własny świat, Kto odgadnie jakich barw, Czyje życie ponad stan, Kto tu żebrak, a kto pan?