Jolka, Jolka, pamiętasz lato ze snu Gdy pisałaś: "Tak mi źle Urwij się choćby zaraz Coś ze mną zrób, nie zostawiaj tu samej, o nie" Żebrząc wciąż o benzynę, gnałem przez noc Silnik rzeził ostatkiem sił Aby być znowu w Tobie, śmiac się i kląć Wszystko było tak proste w te dni Dziecko spało za ścianą, czujne jak ptak Niechaj Bóg wyprostuje mu sny! Powiedziałem, że nigdy, że nigdy aż tak Słodkie były, jak krew Twoje łzy Emigrowałem z objęc Twych nad ranem Dzień mnie wyganiał, nocą znów wracałem Dane nam było, słońca zaćmienie Następne będzie, może za sto lat Plażą szły zakonnice, a słońce w dół Wciąż spadało nie mogło spaść Mąż tam w świecie za funtem, odkładał funt Na Toyotę przepiekną, aż strach Mąż Twój wielbił porządek i pełne szkło Narzeczoną miał kiedyś, jak sen Z autobusem Arabów zdradziła go Nigdy nie był już sobą, o nie! Emigrowałem z objęć Twych nad ranem Dzień mnie wyganiał, noca znów wracałem Dane nam było, słońca zaćmienie Następne będzie, może za sto lat W wielkiej żyliśmy wannie i rzadko tak Wypełzaliśmy na suchy ląd Czarodziejka gorzałka tańczyła w nas Meta była o dwa kroki stąd Nie wiem ciągle dlaczego zaczęło się tak Czemu zgasło też nie wie nikt Są wciąż różne koło mnie, nie budzę się sam Ale nic nie jest proste w te dni