2009, nikt nie wierzy, że wyjadę w świat Jednym pierdolonym zdaniem wprawiam moją mamę w płacz Edukacja wisi mi, całym moim życiem rap Dziś na ścianie wisi ten brytyjski licencjat Andaluzja - tu poznaję, co to szczęścia smak Gdybym miał ze sobą hajs, to bym chciał zamieszkać tam Ale nie mam, więc życia nie biorę na serio W Maroku tyle haszu, mam problemy z żandarmerią W Marrakeszu nie mam keszu, znowu wpadam w dół Chcę zostać kimś innym, więc się uczę garbowania skór Żyją, by polować albo polują by przeżyć Wokół mnie jest tyle skalpów, że na głowie włos się jeży Biorę życie na klatę i niekoniecznie rodzinne Zarzucam je na plecy, po czym wyruszam przez Indie To tam zrozumiałem coś o obracaniu w proch Moje życie w rozsypce dopiero po spaleniu zwłok Nie ufam nikomu, jestem sam na placu boju Nie ufam nikomu, jestem daleko od domu Nie ufam nikomu, jestem sam na placu boju Nie ufam nikomu, nie opuszczę mikrofonu W Azji choroby biorą mnie na brzeg Styksu Zaczynam niknąć w oczach jakbym uprawiał ninjutsu Kąpiel w wodospadach oraz noclegi w świątyniach (Głód) to jedyne słowo, jakie na język przynosi ślina W górach Laosu nie potrafię zmrużyć oczu Czyżby Golin Eripe, do snu wszystkich tuli opium Mnisi pokazują jak się żyje bez awantur Ich życie legło w gruzach jak świątynie w Katmandu Przemierzam całe Chiny, gdzie chanowie karmią mnie Duchy moich przodków nie śpią, ale martwią się Przemierzam cały Wietnam, widzę okrucieństwa ślad Tunele pod Sajgonem zawiodą do piekła bram Nie zliczę godzin na dworcach, na plan drugi schodzi forsa Jestem całkowicie sam, Budda robi mi za ojca W tym jebanym rapie chodzi o to, aby robić szum Ja nie radzę sobie z presją, chcę się wtopić w tłum Nie ufam nikomu, jestem sam na placu boju Nie ufam nikomu, jestem daleko od domu Nie ufam nikomu, jestem sam na placu boju Nie ufam nikomu, nie opuszczę mikrofonu Tacy jak ja kończą na peryferiach Takim jak ja wolność płynie w arteriach Tacy jak ja kończą martwi na peryferiach Takim jak ja wolność płynie w arteriach