Inwazja nicości I kult samotności Upadną jak anioł W nienamacalności W granice wolności Okute ze złości Rozleje się falą Pandemia miłości, miłości, miłości, miłości, miłości Ta sama ulica I to samo przejście Chcę ruszyć do przodu Wciąż to samo miejsce Podano na tacy Nie wchodzę, bo nie chcę Choć bywało ciężko Nie proszę o więcej I płynę z tym nurtem To płynie beze mnie Wypadłem za burtę Z tej szarej kolejki Chcę wracać do siebie Tam gdzie moje miejsce Gdzie wszystko jest ludzkie I gdzie moja przestrzeń (Gdzie moja przestrzeń) (Gdzie moja przestrzeń) Gdzie moja przestrzeń (Gdzie moja przestrzeń) Gdzie moja przestrzeń (Gdzie moja przestrzeń) Gdzie moja przestrzeń (Gdzie moja przestrzeń) Inwazja nicości I kult samotności Upadną jak anioł W nienamacalności W granice wolności Okute ze złości Rozleje się falą Pandemia miłości Mam wiele za sobą Rzut okiem w lusterka Zrodzony na nowo Nie muszę tam zerkać Bo po sam horyzont Szeroka ulica A tutaj przede mną Nikogo nie widać I po co mi było To całe napięcie? I po czym mam poznać to Że byłem w błędzie? Nie ważne co było Nie muszę, bo nie chcę Jak nie możesz głowy To uratuj serce ♪ Inwazja nicości I kult samotności Upadną jak anioł W nienamacalności W granice wolności Okute ze złości Rozleje się falą Pandemia miłości, miłości, miłości, miłości Miłości, miłości, miłości, miłości Miłości, miłości, miłości, miłości