A kiedy już odejdę stąd - bo kiedyś odejść trzeba. Żegnając lekko ziemię swą zapukam do bram nieba. Grzeszyłem powiem - bom jest chłop, a chłopu to wypada. I rzuć mi Piotrze słomy snop, tak lżej się jest spowiadać. Na dole przeklinałem w głos nieludzkie wręcz stosunki. I ty byś klął, gdy pusty trzos i coraz droższe trunki. I jeszcze tylko problem mam, nieduży to kłopocik. Ty pewnie mego ojca znasz, bo wielkiej był dobroci. I Adam Kreczmar, Jonasz K. na pewno tu przybyli, Bo ich jedynym grzechem to, że ciut za dużo pili. Wiec jeśli jesteś równy gość, to chciałbym w niebie leżeć Tam, gdzie poeci z ojcem mym mieszkają na kwaterze. A jeśli nie wiesz gdzie ich dom, to myślę, że mi wskażesz Jakiś niewielki rajski bal, z anielicami w barze. A przy nim złodziej może stać co kradł, gdy musiał przeżyć. I nawet cały wojska pułk, bo ściągasz z pól żołnierzy. I ateista, który był na ziemi nic nie warty... Ksiądz proboszcz, też niech wpadnie tu, i niech przyniesie karty. Jeżeli jednak powiesz: "Nie! Innego szukaj domu!" To skieruj choć w tę nieba część... gdzie nie będzie oszołomów!