Nie powiem Ci już nigdy, że będzie dobrze Musiałbym skłamać a nie chce za dużo kłamstw stanęło nam na drodze I tak walczę ze sobą, walczę ze smutkiem i światem w koło mnie Nie dopuszczam do siebie nikogo bo czuje że źle to zakończę Jak jesienią liście, spadam w dół, spadam w dół Czy koszmary ziszczę, padam z nóg, padam z nóg I mogę oszukiwać okłamywać ciągle samego siebie Ale nie skończę najlepiej I mogę się zabijać i powstawać, ale czy to sens ma tak? Raczej nie, nie Jak jesienią liście, spadam w dół, spadam w dół Czy koszmary ziszczę, padam z nóg, padam z nóg I mogę oszukiwać okłamywać ciągle samego siebie Ale nie skończę najlepiej I mogę się zabijać i powstawać, ale czy to sens ma tak? Raczej nie, nie Jestem solo, przeciwko całemu temu światu Jestem solą, w oku która piecze tak Mamy wszystko, a jednak nie ma znaku Który pokaże mi że warto iść pod wiatr Nadzieja umarła pierwsza, za nią pójdę ja I po tylu przejściach, wiem jak działa świat Nie ma dla mnie miejsca, wśród tych szarych barw Pragnę zwiedzać wszechświat, you can't change my mind Jak jesienią liście, spadam w dół, spadam w dół Czy koszmary ziszczę, padam z nóg, padam z nóg I mogę oszukiwać okłamywać ciągle samego siebie Ale nie skończę najlepiej I mogę się zabijać i powstawać, ale czy to sens ma tak? Raczej nie, nie Jak jesienią liście, spadam w dół, spadam w dół Czy koszmary ziszczę, padam z nóg, padam z nóg I mogę oszukiwać okłamywać ciągle samego siebie Ale nie skończę najlepiej I mogę się zabijać i powstawać, ale czy to sens ma tak? Raczej nie, nie