Niczemu już się nie dziwię Tolerancji wiele mam I przez wszystkie moje dni Przy zasadach swoich trwam Ale kiedy gdzieś ktoś Zamierza memu trwaniu zabrać sens Wtedy we mnie pojawia się złość Taka straszna złość Nie, nie, nie jestem wcale próżna Nie, nie, nie czekam wielkich braw Nie, nie, nie baluję w nocnych klubach Przed północą chodzę spać Ale kiedy mnie ktoś Próbuje z mojej drogi siłą zmieść Wtedy we mnie pojawia się złość Nieprzytomna złość Oh, oh, oh tak W brew pozorom ja siły mam dość A przebiegła tak jestem jak wąż I nie cofam się nigdy o krok Nie, nie, nie jestem taka słaba Nie jest ze mnie marny puch I do nieba rąk nie składam I nie czekam wciąż na cud Ale kiedy ktoś tam Planuje zabrać to co moje Wtedy we mnie pojawia się złość Wbrew pozorom ja siły mam dość A przebiegła tak jestem jak wąż I nie cofam się nigdy o krok Wbrew pozorom ja siły mam dość Wtedy we mnie pojawia się złość (O, o, o tak potrafi być bardzo stanowcza) Przebiegła tak jestem jak wąż (Czatować na okazję, czuwając po nocach) I nie cofam się nigdy o krok (Potrafi też w rewanżu całkiem nieźle przyłożyć) (Jak Muhammad Ali, na pewno nie gorzej) Bo kiedy trzeba umie być okrutna też Potrafi naiwnych bez skarpetek puszczać Jej niepotrzebny wcale tłumek adwokatów Aby cwaniaczkowi wlepić do wiwatu Zanim zdecydujesz się stanąć na jej drodze Przekalkuluj sobie co cię spotkać może W takich sprawach nie ma sentymentów To nie literatura, igraszki intelektów Na każdy nędzny zamiar siły dobrze zmierz A potem jej złości strzeż się, strzeż