Gotowy do drogi To potrwa kilka godzin Szukamy szosy niespiesznie Bo mamy czasu dosyć Mijamy samochody Horyzont jak nasz głos spalony W czerwieni słońca los nas posyła jako gońca Szukamy miejsc, w których Najkrótsza chwila nie ma końca Orfeusz tak odtrąca Strach zamienia się w procha Nasza wizja świata ogranicza się do okna A nasza wizja świata ogranicza się do okna Chłodno na dworze Chyba aż założę bluzę Płynę po drodze to też zbędne myśli gubię Układam mapy, choć się nie orientuję Brak mi równowagi Ponoć moje szlaki rozsypane luzem w głowie Nie dojadę tam gdzie mogłem Albo dojadę znacznie później Znowu trochę trasę Pozmieniałem, ale nieistotne Może zadbam o to Albo dam sie ponieść przygodzie Słowem, podróże małe i duże Duszę się w mieście, chodzę w chmurze Jedni truchtają w miejscu A ja z miejsca muszę uciec Wyjechać gdzieś, gdzie dni trwają nieco dłużej Gdzieś gdzie do siódmej raczej nie usnę Ale spokojnie, jutra nie ma jest już tylko popołudnie Jak w dzień tak i w nocy Konteksty rwanych godzin Szukamy szosy niespiesznie, w końcu jesteśmy młodzi Mijamy samochody Horyzont niknie gdzieś w ciemności To pasy światła los nas posyła gdzieś na asfalt W poszukiwaniu miejsc, w których nie ma kalendarza Po chmurach, jakby gdzieś na Olimp nas prowadzi trasa I tylko nasza wizja świata tkwi wciąż w okna ramach I tylko nasza wizja świata tkwi wciąż w okna ramach Tylko nasza wizja świata tkwi wciąż w okna ramach Tylko nasza wizja świata tkwi wciąż w okna ramach