Oderwałem się od ziemi Bo tu ciągle jazz, ale bez chemii Zimny beton, brak zieleni, ja chcę to zmienić tak Mam skafander z pościeli I słucham w nim o wojnie W czasach płodnych w bodźce W których trudno spać spokojnie nam, Rozum jest wyboru ojcem A mną wciąż rządzą emocje I nieważne jakim kosztem Koniec końców czeka koniec świat Uniesiony wśród chmur Już nie patrzę w dół Kosmos szyję z Twych słów Jestem astronautą tu Gdzie wokół w pizdu czarnych dziur Astronautą tu Wiem dziś nie istnieje Bóg Słowa, liczby, ponad wszystkim Słowa, słowa, słowa, słowa Słowa, liczby, ponad wszystkim Słowa, słowa, słowa Ej, ja już wracać nie chcę Tam mój głos jest dzieckiem we mgle Tysiące studni bez den Kradnie wszystko co najlepsze we mnie Jak mogę chłonę bezkres Wkładam smak w powietrze Czasami spadam z deszczem Chcę tylko poczuć przestrzeń Jestem astronautą tu Gdzie wokół w pizdu czarnych dziur Astronautą tu Wiem dziś nie istnieje Bóg Astronautą tu Astronautą tu ♪ Jestem astronautą tu Gdzie wokół w pizdu czarnych dziur Astronautą tu Wiem dziś nie istnieje Bóg Astronautą tu Astronautą tu