Sam już nie wiem, gdzie uciekam Wena upadła, jak pegaz lub jak spadające gwiazdy Jak to jest, kiedy nic nie mam Prócz jakiegoś przeświadczenia, że wrogiem może być każdy Co określa jedna cecha Jeśli podejście się zmienia, kroki ustawiają wiatry Skoro naszym domem ziemia Niespokojny jest ocean, życie wysysa jak wampir Miałem plan, stopił się, jakby był z sopli A nad głową dach i w nim nie raz ludzie podli Gdzie się schował dar, który miał relacje wzmocnić? Przeszywa, jak pocisk każdą z moich opcji Męczy mnie ten stan, kiedy ciągle palą mosty Stado dzikich małp, jakby walczyło o kości Zmienia się ten świat, całkiem pozbawiony troski Nadmiaru emocji, na skraju wierności Żyłem w błędzie, gdy przed każdym odkrywałem swoje wnętrze Jakby fatum wypełniało moje serce Flauta w żaglu, sekret, jakie ludzie mają wobec mnie intencje Jakby fatum wypełniało moje serce, flauta w żaglu Coś nam ciągle wisi nad głowami Ten kocioł myśli, niebezpieczny bywa jak dynamit Wychylam łyka za tych, których nie ma z nami I gaszę jak spliffa, pamięć o tych, którzy siebie zaorali (zaorali) Kiedyś dojdę tej prawdy (prawdy), gdzie zniknęły barwy (barwy) Emocje spalone, jak blanty Po drodze te kolce wbite, chyba już w miejscu każdym, ej Niemy jak posąg, liczę dziury w starej boazerii Tę grę przechodzę boso z odrobiną pikanterii Z ran się jeszcze nic nie zrosło, palą mnie jak termit Dalej wybudzają nocą, jak wiszący księżyc w pełni, ej To nie składa się jak origami Nie mam instrukcji jak układać to latami To uczucie pustki wcale nie lata mi Jak mam w sobie zdusić, kiedy zbliżam się do granic? (ej) Żyłem w błędzie, gdy przed każdym odkrywałem swoje wnętrze Jakby fatum wypełniało moje serce Flauta w żaglu, sekret, jakie ludzie mają wobec mnie intencje Jakby fatum wypełniało moje serce, flauta w żaglu