Jak harnaś umierał, liście się zwijały Jak za lutym mrozem buki popękały Jak harnaś umierał, góry zajęczały Po dolinach białych rzeki powstawały Jak harnaś oddawał życie swoje młode Zawróciły rzeki, aż do źródeł wodę Niedźwiedź w boru stanął, miód mu nie smakuje Bo się młody harnaś do trumny gotuje Smutny dzień nastaje, smutna to godzina Wiatrem opisuje, smutna to nowina Anieli niebiescy, nie stójcie mu przeciw On do swych kolegów na skrzydłach doleci Przez wody wodniste, przez kamień z kamienia Bo bez zbójowania umarłby z pragnienia Bo bez zbójowania jak bez chleba zdechnie Ani on odetchnie, ani się uśmiechnie Buczyno, buczyno, zbójnickie kochanie Tyś jest jego spanie, jego umieranie Buczyno, buczyno, zbójnicka rodzino Tyś jest jego wiosną, jesienią i zimą Choćby on co nocy jeździł po dolinach Choćby każdą nocką spawał przy dziewczynach Tyś jest jego ojcem, kochanką, rodziną Tyś jest jego śmiercią, zbójnicka buczyno, hej.