Miasto spało, noc ciągnęła się bez końca W strugach deszczu czułem samotności smak Miałem iść już, gdy przed samym wschodem słońca Pewna pani dała mi oczyma znak Dała znak... Po tygodniu w hotelowym łóżku, Dość nie było smaku warg, dotyku rąk Uwierzyłem, gdy ta pani po francusku Poprosiła, bym wyjechał razem z nią Razem z nią... Byłem trzciną w walce z wiatrem rozszalałym Ptakiem, który w zapomnieniu mknie pod prąd I wiedziałem, że podążę za nią dalej Choć bym musiał raz na zawsze odejść stąd Odejść stąd Dwa bilety miałem już w kieszeniach A na dworcu do Prowansji pociąg stał Wszedłem w chwili, gdy ktoś trzymał ją w ramionach Jakiś facet, który pustkę w oczach miał Pustkę miał... I ta chwila mogła zniszczyć we mnie wszystko, Zapragnąłem jak najdalej uciec stąd Chciałem wyjść już, gdy ta pani po francusku Zapytała, czy na pewno jadę z nią Czy jadę z nią... Byłem trzciną w walce z wiatrem rozszalałym Ptakiem, który w zapomnieniu mknie pod prąd Lecz spokojnie jej odpowiedziałem, Że zbyt prosty popełniła błąd Zbyt prosty błąd... Błąd Byłem trzciną w walce z wiatrem rozszalałym Ptakiem, który w zapomnieniu mknie pod prąd Lecz spokojnie jej odpowiedziałem, Że zbyt prosty popełniła błąd Zbyt prosty błąd...