Jadę sam w przedziale, wracam do pracy Żebyś w końcu mogła mówić, że podoba ci się raper Już prawie tam zostałem, gdybyś trzymała dłużej Na pewno by mi wymskło się, że bądź ze mną na stałe Tak bardzo nie obchodzi mnie nic poza ty Lubię, gdy musisz zrobić coś, a mówisz "my" Że piszesz do mnie zawsze, kiedy wstajesz rano Ale kiedy nie odezwiesz się, nie jestem zły Ludzie będą na nas szczekać, pokazywać kły Ale przecież ty tak samo jak ja kochasz psy I bez ciebie to na serio jest już nie to samo Bo jeśli życie ma smak, takie na pеwno mdły Mijam stację, tracę zasięg Myślę o tobie trzy godziny, w trzygodzinnej trasie Dałaś mi tylе siły i spokoju w tym hałasie A jeśli da się bardziej, to pokazuj mi, że da się Usypiasz mnie jak lek I budzisz mnie jak sunrise Kochałyby za czek (czek) A tobie to nie wystarcza, wziąłbym cię na back Ale porywasz mnie od razu po koncercie Wolisz przy sobie i w domu, a nie na mieście Usypiasz mnie jak lek I budzisz mnie jak sunrise Kochałyby za czek (czek) A tobie to nie wystarcza, wziąłbym cię na back Ale porywasz mnie od razu po koncercie Wolisz przy sobie i w domu, a nie na mieście Usypiałem cię jak lek, gdy przytłaczał cię ten bieg Gotowy z twoich barków zdjąć każdy lęk Teraz siedzisz sama, twarz zapłakana Myślisz, "Co by było, gdyby" połykając xan'a Co by było gdyby, co by było mała? Całe szczęście, że serce twarde jak skała Linia cienka pokonana Dzisiaj zapisujemy to w dźwiękach Nowa rana, krew na rękach Temat rzeka, melancholii potok Tamuję krwotok Będzie dobrze, chociaż boli mnie jak nigdy dotąd Zawsze byłaś więcej niż tylko urodą Byłaś nagrodą Przeszywałaś każdy cal mojego ciała Każdy atom, neutron, proton Niepojętą kwotą, ziemią, ogniem i wodą Moją w chuj ponętną foką Kretą drogą Odkąd tylko wpadłaś mi w oko Usypiasz mnie jak lek I budzisz mnie jak sunrise Kochałyby za czek (czek) A tobie to nie wystarcza, wziąłbym cię na back Ale porywasz mnie od razu po koncercie Wolisz przy sobie i w domu, a nie na mieście Usypiasz mnie jak lek