Złocisty łan słońcem prażony Czerwony sad promieniami pieszczony Błękitne niebo z białą owieczką I rwący strumień z pstrągiem spasionym I ciemna noc nadchodzi, wraz z nią upiorów czas Dusz co spać nie mogą, Anioła łzawą twarz A każda z łez co w ziemię wsiąka Chwastem rośnie, diabłem śmierdzi Złote zboże pleśnią kryje Cicho umrze, strasznie brzydkie Jabłko biały robal zeżre Nasra w miąższ, zgniliznę wetrze Szare chmury niebo toczy Rzygną deszczem słońcu w twarz W ścieku pstrąg od środka gnije Wrzód na wrzodzie, wrzód na wrzodzie I jasny dzień nadejdzie, Anioły zetrą łzy Upiory przytulą, uśmiechem położą do łóżka Zmęczone dusze Wyrwij chwasta