Gdy spadnie deszcz życie na ulicach znika Wychodzi z domu bez celu wreszcie swobodnie oddycha Małe krople topią brudy w ścieku środkiem nocy idzie on oczekiwaniom na przekór Wierny sobie do bólu jeden z ostatnich Puste miasto pełen plecak i notatnik Wyczuwa dumę w ciężkim oddechu miasta Przebył tu długą drogę per aspera ad astra świat go zawiódł nie pozwalał być sobą Często nieobecny nawet gdy stał obok Może błogosławił dobra jakie mu los dał Może tęsknił za czymś czego nigdy nie poznał Masz tak samo jak on spoko Może kiedyś go spotkasz w WWA nocą Lubił patrzeć na stary kościół siedząc pod filarem Za uśmiech z pewnością poświęci chwil parę Tak łatwo w wielkomiejskim szale się zgubić Tak trudno (potem) przeszłość skandale odwrócić Im bardziej wierny sobie tym dalej od ludzi Chociaż dostał przywilej i talent by do nich mówić Tak łatwo w wielkomiejskim szale się zgubić Tak trudno (potem) przeszłość skandale odwrócić Im bardziej wierny sobie tym dalej od ludzi Chociaż dostał przywilej i talent by do nich mówić Może jak Hiob prócz wiary stracił wszystko Lecz nie było w nim zemsty jak w Monte Christo Przetrwał puste dni choć ma na sercu znamię śpiewa życia hymn by zyskać wieczną pamięć Pan Cogito razem z nim wieczne pióro Wierni sobie nie podlegli koniunkturom Przyjaciele różne ciała jedna dusza Tak chciwi wolności jak biały papier tuszu Zaraz wstanie nowy dzień nad Wisłą A z nim nowe szanse i nadzieje na przyszłość Wybrał samotność tak odnalazł spokój W kotle chorych ambicji pustych pokus Masz tak samo jak on spoko Może kiedyś go spotkasz w WWA nocą Może wcale nie będzie to przypadek Może spojrzał Ci w oczy a może znasz go nawet Tak łatwo w wielkomiejskim szale się zgubić Tak trudno (potem) przeszłość skandale odwrócić Im bardziej wierny sobie tym dalej od ludzi Chociaż dostał przywilej i talent by do nich mówić Tak łatwo w wielkomiejskim szale się zgubić Tak trudno (potem) przeszłość skandale odwrócić Im bardziej wierny sobie tym dalej od ludzi Chociaż dostał przywilej i talent by do nich mówić