Znów chce się żyć na stop procent Przestały mieć znaczenie wszystkie bezsenne noce Doceń promienie wpadające w okno Od rana na twarzy banan jakbyś trafił sześć w Lotto Chce się żyć nawet gdy krzyczą z ambon Wiesz, że nie zmienią nic perfumują szambo Nawet gdy chwilowo mam ujemne saldo Nie chowam się przed światem za podwójną gardą Rozganiam chmury, latam nad miastem Jakby każdy dzień w roku był piątkiem po szesnastej Jakby codziennie świat śpiewał mi sto lat Bez publicznej TV jestem Voice of Poland W oczach ludzi widzę pasje, serce płonie Kreślą linie beltonem, kręcą bary na betonie Gdy masz paru kumpli, staną za Tobą murem I chcecie razem spełniać największe sny z podwórek Haust powietrza, szczęście w środku mieszka Jak u matki kiedy czuje pierwszy oddech dziecka U faceta gdy przystawiał ucho do jej brzucha Jak u ojca kiedy syn po meczu trzyma puchar Zawsze widzę szklankę do połowy pełną Zwijam zieleń w bletkę głośniki na zewnątrz W czasach gdy na szajs wzrasta popyt Daję swój rap maks na bloki Biorę swój hajs i z miasta doping Wiarę w siebie mam w genach, przychodzi czas zwątpienia Ile to warte i czy jest sens jeszcze Odpowiedź sto gardeł śpiewających mój refren Znów mam siłę przetrwać każdą próbę Inaczej świata wygląda gdy opada złoty puder W podróży dwie dekady do domu zawsze blisko Chce się żyć, wita mnie świt nad Wisłą