Puff! I jesteśmy dorośli Wszyscy stąd dawno już poszli Po rozum do głowy i doszli do Wniosku, że nie chcą być gorsi od Całej tej pieprzonej reszty Co w najlepszym humorze pieprzy To wszystko w co wierzyliśmy od dzieciaka I czy tylko mi się chcę płakać Gdy skreślić chcą nas? Za brak ortografii, oblane klasy Wciąż do nieba trafić próbują A z ziemi robaki jak bug przez otwarte u Naszych dłoni wędrują – to cud Jeszcze nas słucha wiatr Gdy prosimy, żeby nie dmuchał w twarz Gdy niewypał naszego życia Przestaje tykać, zegar i wybucha płacz ♪ Wśród rozrzuconych butelek, zabawek, zostaję Wierny przegranej I nawet jeśli racji nie mam, przynajmniej nie kłamię Wierny przegranej Jedyne co mam, jedyne co miałem Ambicje z tektury, zapały słomiane Kim byłem zostaję W tyle A ty żeby wygrać oddałeś ile? Uff! Już jesteśmy dorośli Upodabniamy do roślin się Dalekie sztormy nie burzą naszego spokoju Jarzmią je the Doors'i w tle Gdy nas usypia estetyka Życie jest ładne póki nie dotyka się go W budce pod blokiem ochroniarze siedzą Od płotów odbija się zło Trudne sprawy do zimnej kawy Niewinne myśli, o ślicznej niani Projekty w pracy, na wakacje plany W niedziele kac i niewiele poza nim Lecz masz tajemnicę Choć gin śpi w butelce, bo nie ma już życzeń I gdy w głębi ciebie coś zaczyna krzyczeć Cśśś... Taki jest świat, takie jest życie Wśród rozrzuconych butelek, zabawek, zostaję Wierny przegranej I nawet jeśli racji nie mam, przynajmniej nie kłamię Wierny przegranej Jedyne co mam, jedyne co miałem Papierowy bunt, żołnierze z zapałek Kim byłem zostaję W tyle A ty żeby wygrać oddałeś ile? Ile? (Co?) Ile? No ile? (Ile, ile, ile, ile, ile...) ♪ Cóż, już jesteśmy dorośli Poślij mi uśmiech, zachowaj wilczenie Pośliń mi palec i powiedz skąd wieje Czas... Niczego nie zmienię już Nie wiem czy na tę nostalgię starczy otępienie Lecz się nie przejmuję już Winę spłukuję winem i przybieram minę Która mówi, "Nie czuję już" Potrzeby by znaczyć Nie muszę nic tłumaczyć ci Kantowski imperatyw, tak Nie robię nic poza tym I przesiaduje tam, gdzie doki z zatoką Tworzą idealny splot okoliczności W których strupy łagodniej odchodzą Z dorosłych kolan, już bez niewinności