Mam dni że własny ciężar dźwigam, czuję się źle i w pościeli ukrywam Nie chcę się widzieć w szybach, głośno płaczę i klnę Znowu ze sobą zrywam Co miałabym właściwie zrobić? Daj mi już dziś to, co dawno się śniło Podaruj najcenniejszą zdobycz Nim przyjdzie świt, na własną zasłużyć miłość Skąd to masz? Czy to jest twoje? Czy to jest twoje? Z jakiejś przyczyny istnienia cud chciał się objawić w tobie Więc się pokochaj wreszcie nim kurtyny spadną powiek Tak długo mi wbijano w głowę, że mam się bać i wierzyłam w to mocno Jak mam wyglądać, gadać, z kim się trzymać i spać W końcu spytałam: po co? Odgarniam z wierzchu to, co zgniłe, by w niepamięć spaść Odkryć to, co zarosło Znajduję swoją własną siłę i ty też ją masz Dokop się do niej siostro! Skąd to masz? Kto ci do głowy włożył to? I kiedy wreszcie powiesz: dość! Po swojej własnej staniesz stronie? Z jakiejś przyczyny istnienia cud chciał się objawić w tobie Więc się pokochaj wreszcie nim kurtyny spadną powiek Z jakiejś przyczyny istnienia cud chciał się objawić w tobie Więc się nareszcie przyjmij nim kurtyny spadną powiek