Dzień zaczyna się fatalnie Piasek w oczy sypie złość Przez zamknięte okno pcha się Niczym nieproszony gość Rano ciężką głowę na powietrzu chłodzisz Sen przez palce wolno się wymyka W przepełnionym autobusie nie przychodzi Żaden pomysł by przeczekać taki dzień Tłum wygrywa ci na nerwach Zgiełk w pół zrozumiałych słów Wiesz, że musisz w swoich lękach Uciec dziś przed światem znów Serce głośno mierzy cały przepływ krwi Każdy krok wylicza twoją drogę Dzień jak zwykle od początku z ciebie kpi I uderza ciężko w twoją głowę Rano ciężką głowę na powietrzu chłodzisz Sen przez palce wolno się wymyka W przepełnionym autobusie nie przychodzi Żaden pomysł by przeczekać taki dzień