Wszystkie nasze winy połóżmy na blat, spójrz na mnie jak wcześniej Może rzucić to wszystko w piach Wspomnienia kurzą się w głowie na stercie Masz innego mnie w swoich snach, ja tylko wtykam brudy Ci w serce Myślałem, że znam Cię do cna, Ty że schowałem już bestię Zawsze gdy tu byłaś obok, to hamowałaś drugiego mnie Przyciągałem problemy, nie mogłem być sobą, nie chciałem być w tle Teraz nic nie chcesz mówić, łączyło nas więcej niż glejt Dzisiaj to wszystko iluzja, nasze wszystkie słowa to blef Jeśli moje życie jest na krawędzi to kurwa nie szkodzi Tyle razy na glebie, chciałbym mieć nerwy ze stali, kortyzol na wodzy Nie mam rezerwy jak fura, gdy kończy się wacha na drodze Jeśli nic już nie ma pomiędzy nami, wszystko jest skute lodem Ty łapiesz mnie za rękę Nie robimy nic na pozór Mam w sobie bestię gdzieś głęboko Tylko jej nie obudź Te skurwysyny chcą bym dawał ciągle czegoś dowód Gdzie jesteś, czemu już nie topisz w żyłach lodu? Idę wzdłuż kolejnej smutnej drogi, nie mogę nic ocalić Pieprzyć moje życie, nie mogę jej ocalić, nie widzę jej oczami Słowa gorzkie mielą mi się w bani, szlajam się nocami Na oknie krople, myśli już nie gonią moich, to opary Mogą patrzeć na mnie z góry, mogą ciągle sobie mówić Za to nienawidzę ludzi, chcą by tylko za coś bulić Z Tobą mogłem się nie budzić, nie oglądać tamtych ulic W środku palę się jak szlugi, Ty się tylko boisz burzy Z Tobą za rękę bez żadnych pozorów tak dobrze, robiliśmy błędy Dziś czuję, mam serce z betonu, połóżmy na blat nasze błędy Złamany uśmiech na Twojej twarzy, kurwa jak mogłem to przegrać Szedłem przez piekło nieraz, teraz już płonę jak Kajetan Senna Ty łapiesz mnie za rękę Nie robimy nic na pozór Mam w sobie bestię gdzieś głęboko Tylko jej nie obudź Te skurwysyny chcą bym dawał ciągle czegoś dowód Gdzie jesteś, czemu już nie topisz w żyłach lodu? Ty łapiesz mnie za rękę Nie robimy nic na pozór Mam w sobie bestię gdzieś głęboko Tylko jej nie obudź Te skurwysyny chcą bym dawał ciągle czegoś dowód Gdzie jesteś, czemu już nie topisz w żyłach lodu?