Jaka znowu kwarantanna My i tak zamknięci w studio, bo to żadna nowość dla nas Pach-pach do zapasów wyczerpania 8-8 śle mi bity reszta dzieje się już sama To jak granat bez zawleczki Wjeżdża służewiecki Szekspir Wierz mi, z trudem wchodzę w mainstream Łatwiej wchodzę w skórę tych o których piszę teksty Wyprzedzam fakty, lecę do przodu na wstecznym Nie chcę labelu, nie chcę żadnych podopiecznych Bo znam ten biznes od podszewki Dźwięki kroję pod siebie nie pod wytyczne agencji Zamknij mordę najpierw sztuka potem portfel Tak to czuję życie mi narzuca formę Ze mną dusze niepokorne Nowe twarze nowe buty lecz podejście staromodne Tnie bulwary szary trek Mam w rękawie cztery gramy, robię kurs na prawy brzeg (brzeg) Niech nie zmyli cię ten żargon Odbieram żakardy wracam smażyć se na balkon Stamtąd widzę jak opustoszało miasto Jak prowadzi ludzi ślepa wiara z białą laską Jak przez ciągła dezynfekcję ci na górze im wmówili, że już mają czyste ręce Nie chcę więcej się powtarzać W moim studio nie zawisła biała flaga Nadal parias nadal głos mam zamiast broni Hajs nie śmierdzi, ale nadal nie gra roli Dla mnie rap to nadal w jedną stronę bilet Zobacz po dekadach jaką nadal to ma siłę (siłę) Jak mnie zew natury woła Zobacz jestem mocny w gębie, ale słabość mam do zioła (słabość kurwa)