Noc w swym milczeniu ostra jak strzała I gdy nad karczmą burza nabrzmiała I zmora jęczy – muza złowroga Czart już nadchodzi, skrzypi podłoga! Rechot zbójecki wiatr niesie z dali Czart lisim ruchem fajkę odpalił Włosy i oczy czarne jak smoła Do karczmy wbiega – od progu woła: "Zimno dokoła, sztywnieją palce Nic tak nie grzeje jak miód i tańce Ja będę klaskać – rytm miejcie w głowie Czas na zabawę, panie, panowie! Zimno dokoła, sztywnieją palce Nic tak nie grzeje jak miód i tańce Ja będę klaskać – rytm miejcie w głowie Czas na zabawę, panie, panowie!" Jako przemówił diabeł zuchwały Tako ich czary w mig opętały! Błyszczące oczy, luźne kończyny Czerwone twarze jako maliny Słów labirynty – bełkot szamański Nic już nie wskóra sam Anioł Pański! Jedni posnęli, drudzy rzygają Gęste bluźnierstwa zewsząd padają! Chuć niewstrzymana pchnęła w las pieszczot: Los nie oszczędzi rubasznych dziewcząt Bóg je ukarze; biesy w ich głosach Dnia następnego spłoną na stosach! Kopytem stuknął piekieł posłaniec Tako w gospodzie kończąc swój taniec Na pożegnanie w usta całuje Klątwą pijaństwa gości częstuje Kwasząc powietrze siarczanym smrodem Opuścił karczmę pospiesznym chodem Wtem kogut zapiał, pękł miodu dzbanek Z pieca wypełznął martwy poranek