Na moim boisku szkolnym i bez pieniędzy Gapiłem się wtedy wolny na księżyc Gdyby tamten ja mógł temu wysłać faks Na moim boisku szkolnym i bez pieniędzy Gapiłem się wtedy wolny na księżyc Gdyby tamten ja mógł temu wysłać faks Mógł temu wysłać temu faks Albo list jak Flexxip dać mu parę lekcji Lekcji ze zdziwienia bo ten skurwiel teraz nie zna nic prócz presji Leki NDRI ciągi zmian percepcji pocałunki śmierci Nie odróżniam życia już od gry Playstation To zaczyna męczyć gdy zamykam oczy widzę Meksyk Potem moją twarz jak krwawi, blok z Alexy walizki pieniędzy Stary magnetowid kobiety i zdrady, uśmiechniętych kumpli Kiedy wybiegamy na boisko w sześciu nagle całość znika A te iskry dzisiaj będzie ciężko wskrzesić jak ognisko w deszczu Na moim boisku szkolnym i bez pieniędzy Gapiłem się wtedy wolny na księżyc Gdyby tamten ja mógł temu wysłać faks Mógł temu wysłać faks Na moim boisku szkolnym i bez pieniędzy Gapiłem się wtedy wolny na księżyc Gdyby tamten ja mógł temu wysłać faks Mógł temu wysłać faks Zapytać jak z pustym portfelem ma kupić łańcuszek ze srebra Jak to jest się budzić przy ciele Jednej z tych modelek którym widać żebra Powiedzieć jak czas mu odfruwa przypomnieć, że choć częściej lata To kiedyś żebrał na flixbusa, a nie szukał haju w każdym kraju świata Pokazać tę drogę przez ciernie, ulice gdzie wszystko jest szare To bagno przez które przeszedłem, żeby wziąć do ręki ten jebany diament Na koniec podkreślić, że to dobra pora by skończyć to z szumem Bo był tylko jeden kierunek i mogę czuć dumę Bo żyłem jak umiem Que Na moim boisku szkolnym i bez pieniędzy Gapiłem się wtedy wolny na księżyc Gdyby tamten ja mógł temu wysłać faks Mógł temu wysłać faks Na moim boisku szkolnym i bez pieniędzy Gapiłem się wtedy wolny na księżyc Gdyby tamten ja mógł temu wysłać faks Mógł temu wysłać faks A gdyby ten ja mógł tamtemu wysłać faks Opowiedziałbym o wszystkim, czego dziś mi brak Nie wszystkie perspektywy które widzisz musisz brać I gdybym mógł to bym zaczął tak Wytłumaczył mu, że czasem nawet nieświadomie Robił krzywdę i że krzywda miewa różną formę Że ludzie koło mnie mogą być interesowni Jak skurwysyn który okradł mnie przy elektrowni Wytłumaczyłby, że kompleks się nie bierze znikąd I że ciężko się go pozbyć słysząc tylko chichot I że miłość to jest chemia którą kończysz blizną Między ludźmi nie tylko kobietą - mężczyzną Że ci ludzie w małym mieście którzy chcą bym upadł To jest tylko płytka zawiść i to łatwa sztuka Się z nią godzić nic nie robić tak jest łatwiej Zrzucić ją na ojca matkę albo trudny start ej Nie chcę tego gówna za nic gdy wychowam dziecko Będę starał się odgrodzić bracie grubą kreską Pewnie czasem ta wrażliwość to moje kalectwo Następstwo między manią a depresją Weź mi nie projektuj życia Co pogadasz to pogadasz Jak chcesz żebym cię usłyszał Wysuń głowę poza szlaban