Mam te swoje parę wielkich płyt Jak ty dzieci paru wielkich płyt I swój szczyt jak Lhotse życie dobre nigdy nie jest proste Usta szorstkie od tych wszystkich kłamstw Mało kogo znam słabiej niż siebie Brakuje liny żeby wspiąć się na świat Druga dekada 5 minut nie rozjebie Chemia przeżera stosy ciężkich słów Godziny lekkich snów jak mgła, jak puch Biegnę całe te pół życie znów Do moich dwóch Na zawsze chciałbym zostać tu Z tobą obok, z nią na rękach Za nic więcej nie muszą mnie pamiętać A pętam się znów żeby móc to czuć mocniej A każdy ma swój szczyt jak Kukuczka Lhotse Nie gada sie Nie ma o czym 3 w nocy, oczy bolą od świateł Drugi tysiąc przez te parę dni Pierwszy od drzwi od tych śiwateł Wpatrzony w ziemi cień Chciałbym na moment stracić zasięg Trasę i zostać w miejscu, które tylko ja znam Gdy mówię że sie gubię i przedaje grać Wszyscy wierzą w to przez moment Tylko nie ty i... ja! S[pisz obok mnie gdy ja nie potrafię A szklany papier rzuca cały nasz blask Za 113 minut znów jadę w trasę Ty znów zostaniesz tu nas trwać Bo bóg znów mnie ciągnie na szczyt I nei wiem czy na końcu znów mnie czeka tylko ból Mało kto umie tak żyć Iel bym dął żeby wspiąć sie na swój Znam zapach tych ulic Wasz ledwo pamiętam Jestem zbyt słaby, by nie móc już iść Za silny by świadomie przestać Płaszcz tu mnie tuli A ścieżka jest kręta Jestem zbyt słaby by nie móc już iść Za silny by o was pamiętać Znam zapach tych ulic Wasz ledwo pamiętam Jestem zbyt słaby, by nie móc już iść Za silny by o was pamiętać Płaszcz tu mnie tuli A ścieżka jest kręta Jestem zbyt słaby by nie móc już iść Za silny by świadomie przestać