Szukam słów, szukam myśli I sposobu, co mógłby się przyśnić, żeby znaleźć jakieś mądre powody Dla istnienia tej cholernej niewygody. Niewygodny mam dom, niewygodne mam buty. Telewizor na złom z uczciwości wyzuty. Niewygodny horyzont, psy sąsiadów go gryzą. Niewygodnie odstaję Od powszechnych przyzwyczajeń. Panie Stańczyk! Panie Stańczyk! Tu w tej knajpie już nikt nie chce tańczyć. Tu pianista z bębniarzem Tylko siedzą przy barze, Wypatrując w kieliszkach swego końca. Panie Stańczyk! Pan by się przydał, Bo tu wszędzie fałsz i ohyda. Może znalazłby Pan króla, co by zechciał Wziąć w obronę tę krainę po przejściach? Pytam tych, pytam owych O zrozumienie, co iść ma od głowy, żeby reszta organizmu poznała, Jaki system wartości w nim działa. W zadziwieniu, że nic jakoś nie chce się zgodzić, Sam nie wierzę w ten szkic rysowany na wodzie. Zapytany o zgryz, odpowiadam, że w pysk Dziś dostałem, bo chciałem Skryć uśmiechem niewiarę. Panie Stańczyk! Panie Stańczyk! Tu w tej knajpie już nikt nie chce tańczyć. Tu pianista z bębniarzem Tylko siedzą przy barze, Wypatrując w kieliszkach swego końca. Panie Stańczyk! Pan by się przydał, Bo tu wszędzie fałsz i ohyda. Może znalazłby Pan króla, co by zechciał Wziąć w obronę tę krainę po przejściach?