Kurtyna w dół ostatni raz Wygasły brawa, zamilkł wrzask A jedna ręka choćby chciała - nie zaklaszcze Reflektor dawno tutaj zgasł A w miejscu zatrzymał się czas I tylko duchy się błąkają po teatrze I w całym mieście smutno jest To pada deszcz, to wyje pies Zakapslowana znów w butelkach jest kultura Więc znów bez celu szlajam się Nikt już nie oklaskuje mnie A ja na scenie już nie pocę się w purpurach Tylko zjawy, upiory, demony i duchy Błąkają się po teatrze Karaluchy pod poduchy Jedna ręka nie klaszcze Zjawy, upiory, demony i duchy Błąkają się po teatrze Karaluchy pod poduchy Jedna ręka nie klaszcze Brak mi emocji którem czuł Za kulisami ludzi szum I tak jak nigdy, potrzebuję dziś dublera Aby po prostu za mnie żył W codzienności mętnej tkwił Przełykał gorzkie brawa prosto od Klakiera Zabrakło życia mi i słów I zniknął sufler mój i Bóg Więc stawiam scenę z krzywych desek na zakręcie I nagle serce mi się skrzy Bo znów ktoś słucha mnie jak mszy A pojedyncze brawa zawsze są najszersze Tylko zjawy, upiory, demony i duchy Błąkają się po teatrze Karaluchy pod poduchy Jedna ręka nie klaszcze Zjawy, upiory, demony i duchy Błąkają się po teatrze Karaluchy pod poduchy Jedna ręka nie klaszcze I znów na scenie stoję sam Gram swoje życie, które mam Bez bileterów, bez Klakierów, bez kurtyny Co poleciała z hukiem w dół I mój złamała świat na pół Dziś gram dla siebie bez korzyści, bez rutyny Nie mogę nigdzie indziej być Inaczej nie potrafię żyć Nie chcę być cieniem w swojej własnej okolicy Tkać swoją niewidzialną nić W swych labiryntach sobie żyć Prawdziwa sztuka może leżeć na ulicy Tylko zjawy, upiory, demony i duchy Błąkają się po teatrze Karaluchy pod poduchy Jedna ręka nie klaszcze Zjawy, upiory, demony i duchy Błąkają się po teatrze Karaluchy pod poduchy Jedna ręka nie klaszcze